Tajwańska prezydent Tsai Ing-wen zatrzymała się wczoraj w Honolulu w czasie podróży na wyspy Tuvalu, Solomona i Marshalla, trzy państwa wyspiarskie, które uznają Republikę Chińską na Tajwanie.
Według Departamentu Stanu postój na Hawajach miał charakter „prywatny i nieoficjalny” i jest zgodny z praktyką „nieoficjalnych stosunków Stanów Zjednoczonych z Tajwanem”. W Honolulu Tsai odwiedziła Pomnik USS Arizona. Była to też wizyta prywatna.
Paradoksalnie, nie byłoby w tym żadnej istotnej wiadomości, gdyby nie wściekłe protesty Pekinu. Pekin sprzeciwia się wszelkim podróżą obecnych, a nawet byłych przedstawicieli Tajwanu do Stanów Zjednoczonych. Za każdym razem zgłasza protest i nagłośnia go publicznie, i za każdym razem jest ignorowany.
Z jednej strony zniechęca w ten sposób inne kraje do utrzymywania nawet nieoficjalnych stosunków z Tajwanem, ale z drugiej strony powoduje, że kwestia Tajwanu i de facto niepodległości co jakiś czas staje się przedmiotem informacji agencyjnych. Z jednej strony to kwestia polityki zagranicznej, a z drugiej – nie mogę się ustrzec od tego wrażenia – sposób na ciągłe odgrywanie roli ofiary i wskazywanie, jak to „imperialiści wciąż dzielą Chiny”. Oczywiście jest to w większości nakierowane na potrzeby polityki wewnętrznej.
W dzisiejszych czasach jednak, kiedy sam Pekin coraz częściej jest postrzegany jako „imperialista” zaczyna to przypominać farsę.
—
Zdjęcie: Reuters i Marco Garcia.
